Tłumaczenia w kontekście hasła "jak na spadochronie" z polskiego na angielski od Reverso Context: W momencie dotknięcia ziemi nogami, znów pojawia się ten efekt ciągnięcia na ogon, który podnosi dziób sztywnopłata do góry, ale w tym przypadku jest on bardzo pożądany, bo gwałtownie zatrzymuje mnie w miejscu - wylądowałem praktycznie jak na spadochronie. 34. Podaj przykład zachowania, które w twojej kulturze jest uznawane za niezwykłe lub nieprawidłowe, ale w innej mogłoby być normalne, a nawet oczekiwane. 35. Nawet dziś część ludzi wierzy w nadprzyrodzone przyczyny niektórych zdarzeń. Podaj przykład zdarzenia, współczesnego lub historycznego, dla którego wymyślano takie Informacje. Project Manager with strong professional background in financial modeling and controlling. Almost 9 years of experience in one of the leading company in gas&oil industry (financial modeling, investments appraisal, investment and development controlling, power and development controlling, market forecasting and analysis, gas trading 37 views, 4 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Galeria PS.: Rozwijamy się Rozwijaj się z nami. Dołącz do naszej grupy zamkniętej, w której porozmawiamy o sztuce i O mój rozmarynie, rozwijaj się. Pójdę do dziewczyny, pójdę do jedynej. Zapytam się. A jak mi odpowie: nie kocham cię, A jak mi odpowie nie kocham cię, Ułani werbują, strzelcy maszerują. Zaciągnę się. Dadzą mi buciki z ostrogami. Dadzą mi buciki z ostrogami. Wykorzystuje się go do masażu, kąpieli oraz inhalacji i aromatyzacji powietrza. Olejek rozmarynowy stosuje się także w celu pielęgnacji skóry oraz włosów, zarówno suchych, jak i przetłuszczających się. Możesz dodawać kilka jego kropli do swojego szamponu. evDa9ao. numer podkładu: 1601 Power Music (wojsk) OpisO MÓJ ROZMARYNIE, ROZWIJAJ SIĘ - Power Music (Muz. i tekst ludowe) O mój rozmarynie, rozwijaj się! O mój rozmarynie, rozwijaj się! Pójdę do dziewczyny, Pójdę do jedynej, zapytam się. Pójdę do dziewczyny, Pójdę do jedynej, zapytam się. A jak mi odpowie: "Nie kocham cię", A jak mi odpowie: "Nie kocham cię", Ułani werbują, strzelcy maszerują, Zaciągnę się. Fragment tekstu:O MÓJ ROZMARYNIE, ROZWIJAJ SIĘ - Power Music (Muz. i tekst ludowe) O mój rozmarynie, rozwijaj się! O mój rozmarynie, rozwijaj się! Pójdę do dziewczyny, Pójdę do jedynej, zapytam się. Pójdę do dziewczyny, Pójdę do jedynej, zapytam się. A jak mi odpowie: "Nie kocham cię", A jak mi odpowie: "Nie kocham cię", Ułani werbują, strzelcy maszerują, Zaciągnę się. Ułani werbują, strzelcy maszerują, Zaciągnę się. Dadzą mi konika cisawego, Dadzą mi konika ... jestem żołnierzem a nie potworemna piersi błyszczy medalniczego nie ukrywam pilnujębyście mogli spać spokojniebyłem na niejednej wojnie z samym sobąmój spadochronie rozwijaj sięjak anioły z nieba spadamy tam gdziespada śmierć na niewinnych ludziźli są wśród nas złe plany brudne myśliwyciągam dłonie do niebaprosząc o pokój o spokojne niebomyśli moje błądzą pośród kulwyzywają nas od mordercównasze dusze i serca znoszą bólzmęczeni dniem czuwamy nocązłe wilki nadchodzą nie poddamy się #1 Witajcie.... Piszę chyba dlatego, że szukam pocieszenia.... Chciałabym znaleźć jakiś promień nadziei i się go kurczowo złapać..... Zacznijmy od początku. W dzień planowanej @ zrobiłam badanie beta hcg. Wynik 0,1. Tydzień później powtórzyłam i już 64,6 co wskazuje na 3-4 tydzień. W kolejnym tygodniu wybrałam się na USG niestety pęcherzyka brak. Była to bardzo wczesna ciąża więc nie przejmowałam się zbytnio. Lekarz kazał mi wstawić się u niego po 1,5 tygodnia. Niestety i kolejne USG nic nie wykazało. Tydzień stresu i oczekiwania i udało się wypatrzyć na ekranie malutki pęcherzyk (wg miesiaczki powinien być to 7t natomiast USG wskazywało 5t). Kolejna wizyta zaplanowana na za dwa tyg (konkretnie na dziś). Wg @ to juz 9t natomiast według USG.....6t. Przez dwa tygodnie płód urósł tyle ile powinien przez tydzień. Pozatym róźnica pomiędzy wiekiem wynosi juz 3t.... Lekarz stwierdził, że może i płód urósł, ale w tym czasie nie rozwinął się praktycznie nic.... Padły słowa, których za nic nie chciałam usłyszeć "jest 1 % szansy, że płód jest zdrowy".... Załamałam się.... Niespełna rok temu moja poprzednia ciąża obumarła w 7 tygodniu i musiałam mieć łyżeczkowanie. Długo zajęło mi dojście do siebie, nie chce tego przechodzić znowu Dziś zrobiłam bete i wynik wskazuje na 6 tydzien. Za dwa dni powtórze znowu.... Wiem, że nikt nie jest tu jasnowidzem. I nikt nie może mi powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale może któraś z Was była w podobnej sytuacji.... Pomóżcie.... reklama #2 W podobnej sytuacji była moja siostra. Chcieliśmy wierzyć, że będzie dobrze i przysyłaliśmy leki na podtrzymanie (luteinę) bo ona w Anglii i niestety tam lekarze bardzo bagatelizowali sprawę. Ona dodatkowo miała krwawienia które po lekach się zatrzymały ale rozwój zarodka nie postępował. Ostatecznie w 12 tyg dowiedziała się że rozwój zatrzymał się na 6 i było to puste jajo płodowe. Ta świadomość trochę jej pomogła ponieważ nie wytworzył się tam nawet zalążek człowieka. U Ciebie może być zupełnie inaczej. Być może zapłodnienie było później niż w standardowym 2 tyg od OM i stąd ta rozbieżność, być może masz długie cykle... Jeśli jednak nie uda się tym razem nie załamuj się, tylko na spokojnie poszukaj przyczyny, tym bardziej, że to nie pierwszy raz. Być może właśnie masz niedobór progesteronu, który uniemożliwia dalszy rozwój na poziomie zarodka jeszcze. Piszesz że rok temu straciłaś ciążę w 7tyg. Czy wiesz jak dużo ciąż w tym okresie ulega poronieniu? Wiele kobiet nawet tego nie wie, bo spóźnia im się okres, a potem znów pojawia się krwawienie. I tak naprawdę wielu lekarzy uważa, że do 12 tygodnia wszystko może się wydarzyć i nie można od razu się nastawiać. Wiem, że to trudne, kiedy bardzo chcesz dziecka, ale musisz pozwolić sobie na trochę dystansu do tego. Bieganie do lekarza co kilka dni i ciągłe testy Ci nie pomogą. A stres dodatkowo może przeszkodzić w staraniach. Wiem, co mówię, bo co prawda moja historia jest inna, ale też swoje przeszłam. Więc nie załamuj się, tylko pomyśl, że czasem trzeba trochę dłużej poczekać, ale na pewno będzie Ci to wynagrodzone. Trzymam kciuki i serdecznie pozdrawiam #3 Byłam w podobnej sytuacji. Do lekarza zgłosiłam się w 7 tygodniu, gdzie na usg stwierdzono pęcherzyk bez echa zarodka, i skierowano do szpitala. Tam dr zrobił poziom bety, długie usg i nie znalazł serduszka, jednak stwierdził że poczekamy jeszcze tydzień jaki pamiętam... i okazało się że serduszko jest. Zarodek zwyczajnie był młodszy, bo wszystko zależy od długości cyklu, jajeczkowania i wielu innych czynników. Skonsultuj to jeszcze z innym lekarzem żeby czegoś za szybko nie zrobić.. jak to wtedy powiedział ten lekarz w szpitalu, na rzeczy ostateczne zawsze jest czas co w moim wypadku zaowocowało tym że mój trzeci, piękny synek śpi w pokoju obok. Trzymam za Ciebie i Twoje maleństwo kciuki. #4 Kurcze trzymam kciuki żeby stał się cud ... biologia to nie matematyka tu nie zawsze 2 plus 2 daje 4 , jednak w początkowym stadium rozwoju zarodki rozwijają się i rosną tak samo ... więc ... 6 lat temu zawitałam na forum poronienia to było na wczasach ... cieplutko , plaża , palmy i postanowiliśmy z mężem że może czas założyć rodzinę po powrocie test i 2 kreseczki , kurde ale się cieszyliśmy ...aż do usg jakoś w 4 tc , macica nie powiększona , pęcherzyka brak , potem plamienie , szpital i czekanie co 2 dni usg i nic , nic ....i poszłam do domku , taka pusta , czułam się jakby ktoś mnie okradł ....doszło do zapłodnienia i tyle ...na tym się skończyło , komórki się nie podzieliły ... płakałam długo , ale po latach podchodzę do tego z dystansem ,jednak 1 listopada zawsze zapalam znicz pod krzyżem, dla mojego i innych aniołków w niebie , bo nawet jeśli to były tylko 2 komórki ...to były dla mnie najważniejsze. Niecałe 3 mc później po terapi hormonami zaszłam w ciąże i mam 5 latka , a teraz ( też po wielu problemach ) jestem w 37 tc Trzymam kciuki za ciebie ! musisz wierzyć ! to natura ! ja wierzyłam nawet kiedy lekarze dawali 0 procent szans , i dzidziuś przyszedł tylko 3 mc pOźniej ! #5 Niestety, "na dwoje babka wrozyla", ale jesli pecherzyk rosnie, to jest jakas szansa. Mialam podobna sytuacje w ostatniej ciazy - na pierwszym scanie wygladala na duzo mlodsza, po tygodniu okazalo sie ze przyrost jest 0,4mm, co moglo byc zwyklym bledem pomiaru. Ciaza nie rozwijala sie, ale ona nie rosla, a Twoja ciutke przyrasta, wiec moze faktycznie mialas owulacje pozniej i jest mlodsza... 3 tygodnie to duza roznica, ale ja bym jeszcze poczekala. EM-Ka, ja tez w Anglii. Uwazam, ze lepszym rozwiazaniem jest wczesna diagnostyka niz pakowanie sie luteina. Identyczna sytuacje mialam w styczniu 2011r - hodowalam sobie "pustaka" na luteinie, w efekcie skonczylo sie krwotokiem w przebiegu poronienia w 12 tygodniu. Teraz, po 3 poronieniach, mam prawo do wczesnego scanu. #6 agugucha przykro mi z powodu twojej pierwszej straty, zapalam światełko dla Aniołka (*) twoja aktualna sytuacja nie rokuje najlepiej ale do póki jest ten 1% szans zawsze trzeba wierzyć, jest tu na forum dużo dziewczyn które doświadczyły poronienia lub kilku, sama straciłam dwie ciąże i mam moje dwa ukochane Aniołki zawsze przy sobie, zajrzyj na wątek ciąża po poronieniu, nie jest łatwo po takich doświadczeniach, trzeba dać sobie czas na żałobę i refleksję ale również trzeba wierzyć że po burzy wychodzi słońce i że nasze dzieci są teraz w lepszym miejscu, są w niebie... trzymam mocno kciuki żeby twoja kruszynka jednak przeżyła &&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&& odzywaj się do nas #7 Dziewczyny bardzo dziękuję za wsparcie.... Liczyłam po cichu, że to może poprostu jakieś niedopatrzenie, błąd lekarza... Ale inny lekarz potwierdził, że sytuacja nie jest za ciekawa. "Jedyne co możesz zrobić teraz to modlić się o cud"- powiedział. No więc modlę się o cud i czekam dalej... Jutro i w środę mam powtórzyć bete. Jeżeli będzie przyrost to poczekamy. Jeżeli spadek to w piątek mam iść do szpitala. Trzymajcie proszę kciuki... #8 Kłaczek zgadzam się w zupełności, tylko to nieludzkie, że każą czekać do 3 poronienia Siostra po 30tce i czas ją nagli a poza tym każda taka sytuacja zostawia ślad i mniejszą lub większą traumę... Wtedy działaliśmy na szybko, teraz radzę siostrze prywatnie się badać, choć koszty są ogromne. #9 Powtorzylam dzis badanie poziomu bety... Niestety nie udalo sie. Przyrost tylko 9% w ciagu 48h... Dzis odstawiam duphaston i czekam co dalej. Oby wszystko wydarzyło sie szybko i obyło bez lyczeczkowania... reklama #10 Kłaczek zgadzam się w zupełności, tylko to nieludzkie, że każą czekać do 3 poronienia Siostra po 30tce i czas ją nagli a poza tym każda taka sytuacja zostawia ślad i mniejszą lub większą traumę... Wtedy działaliśmy na szybko, teraz radzę siostrze prywatnie się badać, choć koszty są ogromne. W Polsce jest to samo - o ile pamietam tez 3 poronienia daja prawo do jakichkolwiek badan refundowanych. Jest to nieludzkie, ale w sumie 1 poronienie naprawde moze byc przypadkowe, nie wynikajace z jakiegos problemu zdrowotnego. Po drugim jednak warto by sie juz moim zdaniem przyjrzec sprawie, chocby po to, zeby oszczedzic psychike matki, ale... Kto by sie tym przejmowal? Po 3 poronieniach mialam tu robiony scan, hormony i oboje mielismy pobrana krew na jakies podstawowe genetyczne. Tyle zrobili, stwierdzili ze wszystko jest cacy, a problemem na pewno jest moj wiek. Nie wiem, jakby to wygladalo, gdybym byla mlodsza. Traumy to sie juz Twoja siostra nie pozbedzie, to nawet po 1 poronieniu nas dostaje i juz nie puszcza. Kazda kolejna ciaza bedzie naznaczona lekiem przed poronieniem - to juz taki deal. Agugucha, to bardzo wczesna ciaza, wiec powinno sie udac bez zabiegu. Zwlaszcza ze odstawilas progesteron. Wspolczuje Ci tego doswiadczenia, mam nadzieje ze uda sie w miare bezbolesnie (w tym fizycznym sensie) oczyscic organizm. W analogicznej sytuacji (ciaza nie rosla, nie powiekszala sie zupelnie) poszlam na "tabletki" - tu sa opcje do wyboru - i udalo sie zamknac sprawe w 3 dniach. Jesli to Cie pocieszy, to prawdopodobnie masz do czynienia z ciaza bezzarodkowa, prawdopodobnie w Twojej macicy nie ma dzidziusia, tylko pusty pecherzyk. Mam nadzieje, ze to Ci pomoze - mnie pomogla swiadomosc, ze nie bylo dziecka, ze nie dotknela nas smierc, a jedynie zlosliwy "figiel" natury. Trzymaj sie, dziewczyno. Abonnements d'écoute de musique en streaming Web et mobile, packs de téléchargement MP3 - paiement Paypal ou carte bancaire © 2004-2022 ApachNetwork, tous droits réservés Labels, artistes, droits d'auteurs : contactez-nous 31 juil. 2022 - 17:02 Duże nadzieje wiązaliśmy z tym lokalem. Niedawno otwarta na kieleckim Rynku (tuż przy Muzeum Narodowym) restauracja chorwacka Rozmaryn kusiła obietnicą dobrego jedzenia w niewygórowanych cenach. Umówiliśmy się więc (ja, żona moja i brat) w sobotę z Pawłem Kotwicą, który na kuchni chorwackiej się zna,(bez przesady, średnio, coś się kiedyś zjadło – wtrąca Paweł), a oryginalnej pljeskavicy poświęcił w zeszłym roku obszerny artykuł. O pljeskavicy w Olsztynie pisał Mateusz Suchecki, zaś mój kontakt z kuchnią bałkańską ograniczał się póki co do wizyty w warszawskim Cevap. Paweł: Ja też z nową knajpką wiązałem duże nadzieje, bo kuchnia bałkańska należy do moich ulubionych (jak wspomniał Żorż, kiedyś na tym blogu rozpływałem się nad belgradzką pljeskavicą), a rozmaryn to jedno z moich ulubionych ziół (z tych jadalnych). Znam kilku Chorwatów, między innymi piłkarzy ręcznych Vive Targi Kielce (w sobotę Rozmaryn odwiedził ich trener, Bogdan Wenta, z rodziną i znajomymi, muszę go zapytać o opinię). Oczami wyobraźni widziałem na stole butelki znakomitego, orzeźwiającego, chorwackiego wina, a może i rakiję, krewetki z grilla, dorady z pieca, flaszki z różnosmakowymi oliwami. Oliwy do ognia mojej chęci względem wizyty w Rozmarynie dolała wiadomość, że właścicielką knajpki jest Chorwatka. W środku Rozmaryn prezentuje się, jak na mój gust, bardzo fajnie. Jasne, przestronne, proste, bez zbędnych gratów, niemal ascetyczne wnętrze zabytkowej kamienicy, są miejsca do biesiadowania w większym gronie, są przytulne kąciki dla par. Ogródek już tak komfortowy nie jest. Dość ciasno, trudno się przecisnąć między stolikami, ławy przy nich dla „półtorej osoby” – dwóm takim misiom, jak my z Żorżem, było trochę ciasnawo. Żorż: Zapowiadało się więc ciekawie, tym bardziej, że dochodziły do nas sygnały iż ceny naprawdę dobre, a jedzenie smaczne. A więc do rzeczy. Z racji pięknej pogody zasiedliśmy w niewielkim ogródku przed lokalem. Po chwili otrzymaliśmy kartę. Menu jest krótkie, ale zróżnicowane: [singlepic id=947 w=320 h=240 float=] [singlepic id=948 w=320 h=240 float=] Jak widać, obok dań chorwackich, znajdziemy także włoskie inspiracje – bruschetty, pizzę, makarony i risotto. Zamawiamy. Ja proszę o cevapcici w bułce (12 zł) i sataraś, czyli gulasz warzywny (7 zł). Małżonka zamówiła pljeskavicę w bułce (12 zł), brat pljeskvicę z frytkami zamiast bułki, Paweł to samo, a dodatkowo bruschettę z pomidorami (8 zł). Do picia panowie wzięli po dużym Żywcu (5 zł) i dla wszystkich litrową karafkę chorwackiego białego wina stołowego (50 zł). I zaczęły się schody. Po pół godzinie nasz stolik nadal był pusty. Ani napojów ani jedzenia. W końcu jedna z pań obsługujących ogródek postawiła przed nami DWA talerzyki i DWA komplety sztućców, DWA ajwary i… półlitrową karafkę i DWA kieliszki. Chwila konsternacji – to chyba nie dla nas? Nas jest 4 osoby i zamawialiśmy litr wina? Po kolejnych kilku minutach dostaliśmy wreszcie zamówione wino. Białe, cierpkie, zimne – w sam raz na gorąco. [singlepic id=961 w=320 h=240 float=] Jedzenia oczywiście nadal nie ma, mimo iż osoby które przyszły po nas już odebrały swoje zamówienie. Po około 40 minutach zostaliśmy poinformowani, że jeszcze musimy poczekać. Dlaczego? Tego się nie dowiedzieliśmy. Z nudów popijaliśmy wino i spróbowaliśmy ajwaru, który okazał się świetny – gęsty, lekko pikantny o wyraźnie paprykowym smaku. [singlepic id=942 w=320 h=240 float=] Prawie po godzinie zjawiła się wreszcie pierwsza potrawa – bruschetta z pomidorami: [singlepic id=943 w=320 h=240 float=] Oddaję głos Pawłowi: Bardzo przyjemne pieczywko, prawidłowo przypieczone – ani się nie kruszyło, ani nie ciągnęło, pomidory wprawdzie nie chorwackie, ale pachnące, polskie, generalnie nie było się do czego przyczepić, chociaż ja dałbym nieco więcej czosnku, bazylii, oliwy. I kropelkę octu balsamicznego. Następnie wjechał mój sataraś i pljeskavica w bułce dla żony. Sataraś okazał się porażką – po pierwsze warzywa były rozgotowane na papkę. Nienawidzę tego, w takich potrawach jak leczo czy sataraś właśnie warzywa powinny być jędrne i chrupiące. Tutaj była to smutna paciara: [singlepic id=959 w=320 h=240 float=] [singlepic id=960 w=320 h=240 float=] Pomidory, papryka, cukinia, pieczarki – tego się doszukałem. Po doprawieniu solą i pieprzem było to nawet zjadliwe, ale pojawił się kolejny fakap – nie dostałem do tego ani pieczywa ani łyżki, więc po wybraniu warzyw widelcem cały sos pozostał niewykorzystany, bo niby jak go zjeść? Miałem przechylić talerz i wypić?! Pljeskavica w bułce. Największym jej atutem było to, że bułka pieczona jest na miejscu. Smaczna, z chrupiącą skórką i wilgotna w środku. Pljeskavicę robi się z 3 rodzajów mięsa, tutaj była to (moim zdaniem) tylko wołowina. Zwarta, dobrze doprawiona wołowina dodajmy. Cebula, która leżała z boku nie została posiekana, poza tym była to nasza, ostra cebula, a nie łagodniejsza wersja południowa. Jak stwierdził Paweł – jeśli nie mieli łagodniejszej, powinni ją zastąpić czerwoną. Po obfitym posmarowaniu bułki ajwarem było to smaczne i za te pieniądze na pewno warto spróbować. Za 12 zł można się najeść jak średnim kebabem. [singlepic id=949 w=320 h=240 float=] [singlepic id=950 w=320 h=240 float=] [singlepic id=951 w=320 h=240 float=] [singlepic id=952 w=320 h=240 float=] [singlepic id=953 w=320 h=240 float=] Panowie dostali swoją pljeskavicę z frytkami i wymiękli. Kotlet bardziej płaski niż ten w bułce, ale to frytki zostały bohaterem wieczoru. Czegoś takiego jeszcze nie jadłem. Suche, spalone i twarde, jak kamień. Puste w środku – chyba były dłuuugo w gorącym tłuszczu, a potem jeszcze leżały gdzieś z boku, by przed podaniem ponownie trafić do frytury. Paweł: Diabli mnie podkusili na te frytki do pljeskavicy – w standardzie była w lepinji, czyli pieczonej na miejscu bułce. Za taką profanację polskiego ziemniaka kucharza kazałbym zakuć w dyby na środku kieleckiego Rynku i karmiłbym go tym badziewiem. Jeśli zaś chodzi o kotlet, to nie był w mojej ulubionej, zmontowanej z trzech rodzajów mięsa (baraniny, wołowiny, wieprzowiny) wersji, była wyłącznie wołowina, ale w smaku do zaakceptowania, choć z kilkunastu, które jadłem w życiu w niemal wszystkich krajach byłej Jugosławii, ta była dość biedna. Bo mięso miało grubość pół centymetra, więc było za bardzo wysmażone, a powinno być lekko różowe w środku. Sytuację nieco uratował ajwar, czyli pasta z pomidorów, papryki i bakłażanów, zgadzam się z Żorżem, smaczna. Mięsu do towarzystwa brakowało kawałka pomidora, ogórka, może płatków chilli do przyprawienia, czy słynnego bałkańskiego kajmaka. Była tylko cebula. [singlepic id=946 w=320 h=240 float=] [singlepic id=954 w=320 h=240 float=] [singlepic id=955 w=320 h=240 float=] Żorż: Zapytałem, gdzie moje cevapcici. Okazało się, że pani nie zapisała tego zamówienia (podobnie jak wcześniej mojego piwa – wcina się Paweł). Więc cóż, trzeba było znowu poczekać. Paweł nie zaspokoił głodu, więc domówił sałatkę z ośmiornicą (28 zł). Cevapcici. Podobnie jak pljeskavica podane były w bułce. Moja okazała się dużo smaczniejsza niż ta żony, większa, bardziej puchata i wilgotniejsza. Kilka wałeczków wołowiny plus ajwar do środka. Ciężko było to trzymać rękach, więc jadłem sztućcami. Bułka była gorąca i smaczna, mięso również gorące, soczyste i dobrze doprawione. Ajwar bardzo dobrze podkreślał smak. Dla mnie było to najbardziej udane danie z dotychczas zamówionych. Za 12 zł jest to bardzo dobra alternatywa dla kebaba. [singlepic id=944 w=320 h=240 float=] [singlepic id=945 w=320 h=240 float=] Sałatka z ośmiornicą wyglądała kusząco: [singlepic id=956 w=320 h=240 float=] [singlepic id=957 w=320 h=240 float=] [singlepic id=958 w=320 h=240 float=] Żorż: Dla mnie miała jedna istotną wadę – ośmiornica była twarda i gumowata! Paweł: Potwierdzam, nieco twardawa, zjadłem dwa kawałeczki i oddałem mecz walkowerem. Na szczęście w morzu rukoli pływały wielkie, zielone niedrylowane oliwki. No i (nareszcie!) sosjerka pełna chorwackiej oliwy z mnóstwem czosnku i ziół. Podsumowanie Żorża: Lokal ma ogromny, lecz póki co, niewykorzystany potencjał: kapitalne położenie, ciekawe menu i dobre ceny. Poza tym osoby kibicujące Vive Kielce mogą tam spotkać zawodników i trenera Wentę. Rachunek dla 4 osób wyniósł 151 zł. Za te pieniądze na pewno można zjeść lepiej i… szybciej. Ja długo się w Rozmarynie nie pojawię, odczekam miesiąc, aż kuchnia i obsługa się zgra, a dania zaczną smakować tak, jak powinny. Na cevapcici jednak Was namawiam, bo w tej cenie jest to świetna kanapka. Podsumowanie Pawła: Ceny bardzo, bardzo OK, jakość darów bożych zróżnicowana, od ohydnych frytek, przez biedną pljeskavicę i przeciętną sałatkę z ośmiornicą, do przyjaznych dla brzusia bruschetty i ajwaru. Plus za wino w karafkach i fajne szkło do niego. Aha, warto byłoby wrzucać koło dań jakąś dekorację, choćby parę listków bazylii, bo samotny kotlet na wielkim białym talerzu wygląda tragicznie. Mimo sporej porażki w pierwszym podejściu, spróbuję Rozmarynu za jakiś czas. Jak kelnerki się trochę ogarną, bo na razie starają się być miłe, ale są nieporadne, a kucharz wprawi w chyba obcej dla niego kuchni. Czyli: Rozmarynie, ja cię jeszcze nie skreślam, ale rozwijaj się! Tego samego dnia (lecz sporo wcześniej) pljeskavicę jadł tam Mocny. Jego videorelacja TUTAJ.

o mój spadochronie rozwijaj sie